CO CIĘ TAK NAPRAWDĘ DENERWUJE - KRYZYS WIEKU ŚREDNIEGO --- WHAT REALLY UPSETS YOU - MIDDLE AGE CRISIS (PART ONE)

 KRYZYS WIEKU ŚREDNIEGO TO COŚ CO DZIEJE SIĘ TYLKO W TWOJEJ GŁOWIE. 

Chciałabym napisać coś bardzo mądrego, coś na czym będę opierała swoje następne posty, ale ostatnio do głowy przychodzi mi tylko kryzys wieku średniego. 

 

A MID-LIFE CRISIS IS SOMETHING THAT ONLY HAPPENS IN YOUR HEAD.

I'd like to write something very clever, something to base my next posts on, but all that comes to mind lately is mid-life crisis.






Patrzę się przez pryzmat ostatnich dziesięciu lat i stwierdzam, że czas jest nieubłagany, pędzi jak szalony, a my razem z nim. Mam tendencje do zadręczania się. Oczywiście mogę dziesięć razy powtarzać sobie " po co?!". Po co ty się zadręczasz sprawami na które nie masz wpływu. 

Potem przez kilka chwil jest dobrze, a potem znów zadręczanie. 

Przeczytałam wczoraj, o śmierci Matthew Perry'ego. Nie oglądałam "Przyjaciół", raptem parę odcinków. Biedny człowiek. Depresja i uzależnienie to coś okropnego. Widzę twarze tych ludzi i ciągle zadaję sobie pytanie po co? Przecież wokół dzieją się naprawdę koszmarne rzeczy. Za wschodnią granicą wciąż trwa wojna, cały świat jest jakby spętany konfliktami. I tutaj staję przed dylematem, czy walczyć o swoje, czy poddać się. Czy rzucić wszystko i pojechać na granicą z Białorusią. 

I uświadamiam sobie, że są ludzie, którzy z tym walczą. I jedynie co możesz to oczywiście dać pieniądze na pomoc. 

I twoje zmarszczki są naprawdę nieistotne, twoje zmartwienia, czy włosy się nie układają są również nieistotne. Możesz mieć tysiące drobnych problemów, które codziennie będą urastać do skali globalnej. 

I nieważne jest, że masz kolejną zmarszczkę, że kupiłaś fatalny krem, który nie działa, że brakuje ci wody i słońca, że twój nastrój jest obniżony, bo masz miesiączkę. Bo naprawdę to  nie jest ważne. Twój obraz patrzenia na świat składa się tylko i wyłącznie z tych drobnych "wkurzających" spraw. 

Pamiętam jak kilka lat temu powtarzałam, że nie mam czasu na depresję. Oczywiście, że nie mam. Ale obniżony nastrój jesienny jest zawsze. 

Wynika to przede wszystkim z faktu, że my kobiety uwielbiamy stawiać wszystko na pierwszym miejscu, dom, rodzinę, pracę, zamiast spojrzeć na to z kilku perspektyw. Wszystko jest ważne, ale ja też jestem ważna. 

Najważniejszą rzeczą, którą mam w sobie od zawsze to brak zaufania do innych i brak umiejętności komunikacji. I to nie chodzi o asertywność, lecz o codzienne rozmowy. Zawsze boję się, że coś zrobię nie tak, że się skompromituję, że ... Zawsze jest jakieś "że", albo "ale". 

Często mam chęć zakopać się głęboko i nie odzywać się do nikogo. Być może wynika to z tego, że nigdy nikt nie zachęcał mnie do walki. A w dzisiejszym świecie trzeba walczyć. Trzeba być silnym, bo słabe jednostki odpadają.

A tymczasem od dawna mam "syndrom oszustki". To co robię, to co potrafię jest niewystarczające, wątpię w moja wiedzę. Na rozmowach kwalifikacyjnych jednym z pytań jest "co pani do tej pory osiągnęła". Co ja osiągnęłam? Ale w jakim sensie? Czy zawodowo, czy rodzinnie? Nikt nie precyzuje tych pytań, nikt nawet nie wiem, czy to są prawdziwe pytania komisji, czy spisali je z internetu.

Takie pytania mnie rozwalają, bo nawet nie wiem, czy rzeczywiście ktoś jest szczery, czy to tylko fasada. Nie mam jakoś "nosa" do ludzi. 

 Być może wszystkie moje przekonania to przekonania z domu. Nie mogę sobie przypomnieć, czy moja matka mnie często krytykowała, ale na pewno całe życie towarzyszyły jej lęki. Dlatego wszystkie kryzysy wieku średniego mogą wynikać nie z tego, że przekroczyliśmy barierę 50 lat, tylko z naszych wartości i przekonań, które zamiast zmienić, to pielęgnujemy przez całe życie. 


-------------------------------------


I look at myself through the prism of the last ten years and find that time is inexorable, rushing like mad, and we with it. I tend to torment myself. Of course, I can say to myself " why?!" ten times. Why do you agonise over things you have no control over.

Then it's fine for a few moments and then tormenting again.

I read yesterday, about the death of Matthew Perry. I didn't watch "Friends", just a few episodes. Poor man. Depression and addiction is a terrible thing. I see the faces of these people and I keep asking myself why? After all, there are really nightmarish things happening around. There's still a war going on across the eastern border, the whole world seems to be wracked with conflicts. And here I am faced with the dilemma of whether to fight for my own or give up. Whether to drop everything and go to the border with Belarus.

And I realise that there are people who are fighting this. And the only thing you can do, of course, is to give money to help.

And your wrinkles are really irrelevant, your worries about whether your hair is out of place are also irrelevant. You can have thousands of small problems that will grow to a global scale every day.

And it doesn't matter that you have another wrinkle, that you bought a terrible cream that doesn't work, that you're lacking water and sunshine, that your mood is lowered because you're on your period. Because it really isn't important. Your view of the world is made up solely of these little 'annoying' things.

I remember repeating a few years ago that I don't have time to be depressed. Of course I don't. But the lowered autumn mood is always there.

This is mainly due to the fact that we women love to put everything first, home, family, work, instead of looking at it from several perspectives. Everything is important, but I'm important too.

 

The main thing I have always had in me is a lack of trust in others and a lack of communication skills. And it's not about assertiveness, it's about everyday conversations. I'm always afraid of doing something wrong, of compromising, of ... There is always a 'that' or a 'but'.

I often have the urge to bury myself deep and not speak to anyone. Perhaps this is because no one has ever encouraged me to fight. And in today's world you have to fight. You have to be strong, because weak individuals fall away.

Meanwhile, I've had 'imposter syndrome' for a long time. What I do, what I can do is insufficient, I doubt my knowledge. At job interviews, one of the questions is 'what have you achieved so far'. What have I achieved? But in what sense? Professionally or family-wise? Nobody specifies these questions, nobody even knows if these are real questions from the committee or if they wrote them down from the internet. 

Questions like this blow me away, because I don't even know if someone is really sincere or if it's just a facade. I somehow don't have a 'nose' for people.

 Perhaps all my beliefs are beliefs from home. I can't remember if my mother criticised me often, but she has certainly been accompanied by fears all my life. Therefore, all midlife crises may not be due to the fact that we have crossed the 50-year barrier, but to our values and beliefs that, instead of changing, we nurture throughout our lives.

Comments