Kiedy w Polsce zaczyna się kalendarzowa jesień, kiedy otulamy się ciepłymi szalami i palimy w kominku, czas na wspomnienia. Ostatnie lato spędzilismy z całą naszą wielką rodzinką we Włoszech na wybrzeżu Morza Tyrreńskiego, w małej miejscowości wypoczynkowej Principina a Mare.
To naprawdę mała miejscowość, do której jeździmy co roku na dwa tygodnie, z małymi przerwami od 2009.
Uwielbiam tę miejscowość, bo tam wszystko toczy się wolno. Rano wstajesz i idziesz na kawę i cornetti do małej kawiarni Polypus. rano pijesz cappucci, wieczorem drinka, zwykle apperol.
Potem idziesz na plaże, rozkładasz parasol i leżysz do obiadu. I to jest piękne. Czasem możesz wejśc do wody, uwaga jest super słona.
Nikt cię nie zna, mówisz trochę po włosku, ale tylko podstawowe zwroty. Jesteś totalnie anonimowa.
Oczywiście wieczorem możesz podejść do najbliższej miejscowości Marina di Grosseto, gdzie w pizzerii Lo Scoglio. Przypadkiem trafiasz na wolny stolik, zjadasz najlepsza pod słońcem pizze, zawsze margarita, a potem owoce morza, przepijasz winem stołowym i jesteś najszczęśliwszą osoba pod słońcem.
Jeśli bardzo lubisz zwiedzać, to tylko krok, a tak naprawdę godzina, dzieli cię od Sieny. Możesz jechać wieczorem, jeśli lubisz tłumy, albo rano, jeśli nie lubisz tłumów. Zresztą ostatnio w Sienie od 7 rano można spotkać turystów.
Możesz też szukać ścieżki Gladiatora. Błakać się po okolicznych miejscowościach, jechać do zagubionego w lesie ciepłego źródła, gdzie spotykasz Polaków (?) i aktorkę promującą biżuterię.
Możesz również wrócić z powrotem do Principiny i usiąść wygodnie w połamanym fotelu na plaży, z butelką wina, albo prosecco i napawać się tysiącem zachodów słońca.
A potem, po wakacjach jesteś wykończona, prawie w ciągu alkoholowym, ale po chwili zdajesz sobie sprawę, że szczęśliwa. A potem, kiedy za oknem pada, zdajesz sobie sprawę, że jednak te wakacje wcale nie były takie męczące, że wróciłabyś tam od razu, gdyby ktoś ci zaproponował.
Ale przecież nie można jeździć bez przerwy w jedno miejsce! Może nie można. Za rok, jeśli się nic nie wydarzy, to pojadę do Szkocji. Mam ogromną ochotę wleźć na Ben Nevis, popatrzyć z góry na jeziora, odwiedzić Glasgow i Edynburg, napić się dobrej szkockiej whisky, nawet za cenę pięknej opalenizny i dobrego wina na plaży.
When the calendar autumn begins in Poland, when we wrap ourselves in warm scarves and burn in the fireplace, it is time to reminisce.
We spent last summer with all our big family in Italy on the Tyrrhenian Sea coast, in the small resort town of Principina a Mare.
It's a really small town that we've been going to every year for a fortnight, with small breaks since 2009.
I love this town because everything is slow there. You get up in the morning and go for coffee and cornetti at the little Polypus café. you have a cappucci in the morning, a drink in the evening, usually an apperol.
Then you go to the beach, put up an umbrella and lie down until lunch. And it's beautiful. Sometimes you can go into the water, mind you it's super salty.
Nobody knows you, you speak a little Italian, but only basic phrases. You are totally anonymous.
Of course, in the evening you can walk up to the nearest village, Marina di Grosseto, where you find a pizzeria called Lo Scoglio. By chance you find a free table, eat the best pizza under the sun, always a margarita and then seafood, drink table wine and you are the happiest person under the sun.
If you like sightseeing very much, you are only a step, an hour in fact, away from Siena. You can go in the evening if you like crowds, or in the morning if you don't like crowds. Anyway, lately you can find tourists in Siena from 7am.
You can also look for the Gladiator path. Wander around the surrounding villages, go to a warm spring lost in the woods, where you meet Poles (?) and an actress promoting jewellery.
Or you can return back to Principina and sit back in a broken armchair on the beach, with a bottle of wine or prosecco and enjoy a thousand sunsets.
And then, after the holidays, you're exhausted, almost in an alcoholic stupor, but after a while you realise that you're happy.
And then, after the holiday you are exhausted, almost in an alcoholic stupor, but after a while you realise that you are happy. And then, when it's raining outside the window, you realise that after all, this holiday wasn't so tiring after all, that you'd go back there straight away if someone offered you.
But after all, you can't go to one place all the time! Maybe you can't. Next year, if nothing happens, I'll go to Scotland. I'd love to climb Ben Nevis, look down on the lakes, visit Glasgow and Edinburgh, have a good Scotch whisky, even at the cost of a beautiful tan and good wine on the beach.
Comments
Post a Comment